wtorek, 9 września 2014

Kolejna sporych rozmiarów przerwa...

Wyczytałam gdzieś, że ludzie na co dzień zwykle mówią, że nic się nie u nich nie dzieje. Kiedy jednak sięgną pamięcią o kilka lat wstecz, to dopiero wówczas zdają sobie sprawę, jak wiele się zmieniło. Jest w tym chyba trochę prawdy...
Moje życie wywróciło się do góry nogami kilkakrotnie w ciągu ostatniego roku. Nie zawsze było to pozytywne ale na pewno niosło ze sobą nowe doświadczenia.
Dzielnie walczyłam z przeciwnościami losu, stałam twardo na ziemi pilnując swoich spraw i absolutnie nie prosiłam nikogo o pomoc. "Zosiosamosizm" absolutny. Wszystko robiłam SAMA i ze wszystkim dawałam sobie radę SAMA.
W efekcie dopadła mnie, jak to ładnie czasem mawiają, "choroba duszy" połączona z silną nerwicą.
Objawy były koszmarne. Niejednokrotnie, dusząc się w swoim leżącym, sparaliżowanym ciele, miałam pewność, że to ostatnie sekundy mojego życia... W końcu, po kilku spotkaniach z pogotowiem ratunkowym, wsadzono mnie do szpitala na tydzień intensywnego mielenia.
Badanie po badaniu wykluczano możliwe schorzenia. Po drodze wyskoczyła jakąś niedomykalność zastawki ale poza tym wszystkie organy okazały się być sprawne. Wniosek był jeden: mam coś z deklem!
Zaczęły się wizyty u psychiatry i... tak strasznie ośmieszana przeze mnie zawsze psychoterapia. Niewyobrażalnie wiele kosztowało mnie pojawianie się na sesjach z psychologiem i prowadzenie bezdennie głupich dla mnie wtedy rozmów. Okazało się jednak, że wszystko to miało sens od samego początku. Ni stąd, ni zowąd musiałam zagłębić się w zakamarki mojej głowy, musiałam otworzyć wszystkie skrzętnie zatykane latami kanały i podnieść mocno udeptany dywan pozorów. I wylało się, wylazło i spadło mi na głowę całe mnóstwo okropnych uczuć i myśli. Spotkanie po spotkaniu zapoznawałam się z nowymi wariactwami, które nosiłam w sobie. Uczyłam się je rozpoznawać, znajdować ich genezę a na końcu pokonywać lub chociażby oswajać. Początki były ciężkie, dużo smutku, dużo łez i złości. To co stało się później to był mój totalny "turning point".
Nagle życie zaczęło mnie zaskakiwać i zachwycać.
Nagle żal i smutek ustąpiły miejsca wybaczeniu i wdzięczności a strach przeobraził się w ciekawość.
Nagle życie zaczęło mieć sens.
I co najważniejsze - TO TRWA!!!