piątek, 12 marca 2010

Kolejny dzień kieratu.
Autobus, praca, autobus, dom.
Komputer, niezliczone ilości kawy i jeszcze więcej pompowanej do płuc nikotyny.
Ludzie w pracy, którzy nie uznają mycia po sobie filiżanek i kubków.
Kot miauczący do ptaków, łaszący się do nóg i rozbrajający mnie, co rusz swoim słodkim pyszczkiem.
Ciągłe upomnienia ze strony mamy: dlaczego tak? dlaczego nie teraz? po co to i tamto?
Samotność w sercu przeszywająca na wskroś i udupiająca raz po raz jakiekolwiek przejawy optymizmu.
Zero zainteresowań, zero motywacji, zero działania.

I jak tak żyć? Tak z dnia na dzień? Licząc, że nagle wydarzy się coś, co pokoloruje ten szary świat?
Tak się przecież nie dzieje. Nie można liczyć na cud, bo po pierwsze one się nie zdarzają, po drugie, jeśli już, to dlaczego miałyby się przydarzyć akurat mnie a po trzecie, niewiele można zmienić stojąc w miejscu z miną bezmózgiego gapia. Am I right?

Brak komentarzy: