poniedziałek, 8 marca 2010

2010.

Płynie trzeci miesiąc nowego roku.

Dwa poprzednie przesiedziałam z kotem w domu.

Alienacja i odpoczynek od przygnębiającej powtarzalności i nijakości.

Dodatkowo pojawiła się depresja zimowa.

Totalne rozbicie emocjonalne.

Apatia.

W głowie siedzi kompletny brak perspektyw.

W zasadzie w odniesieniu do wszystkiego.

I ta wszechogarniająca żenada zaobserwowana, nie tylko na zewnątrz, ale i we mnie samej.

Hipokryzja.

Teatr.

Kolejne maski.

A ja, aby sobie radzić z tym, co mnie spotyka, muszę budować mur. Cegła po cegle odcinać emocje od rozumu. Nie jest to może zbyt przyjemne, ale jest bezpieczne. Może odczuć będzie mniej, ale uniknie się tez bólu. Racjonalne spoglądanie na świat jest chyba najbardziej opłacalne. Brak sugerowania się emocjami, usunięcie w kąt empatii i wszelakich sympatii. Czysta kalkulacja. Z chłodem w duszy nie żal utraconych nadziei, nie krzyczy zdeptana samoocena, nie rani podłość innych. Tyle tylko, że nienawidziłam zawsze takich ludzi. Chłodu, braku zrozumienia i przerażająco martwych oczu. Traktowania innych przedmiotowo. Manipulacji. Niezdolności do współodczuwania.

A może to po prostu kwestia skrajności. Tego, że jestem kompletnie rozchwiana emocjonalnie i nic nie wskazuje na to, że z wiekiem to ustąpi. Okiełznanie tego wychodzi mi tylko i wyłącznie poprzez obojętność. Wtedy można pogodzić się z tym, co utraciło się bezpowrotnie. Wtedy wszystko jest do przełknięcia nawet bez popitki. Staje się wolnym obserwatorem świata. Nie uczestniczę w niczym. Działam mechanicznie. Jak bezduszna skorupa człowieka. Wydmuszka. Nothing more.

I niech tak będzie.

Póki co, to jedyne co mogę zrobić, żeby do cna się nie pogubić. Nie tęsknić za miłością po kres, za realizacją nierealnych planów i za zrozumieniem. Musze zaakceptować fakt, że koniec końców ze wszystkim zostaje całkiem sama.

Brak komentarzy: